test0 (0)
test czy działa dodawanie
współczesna twórczość literacka
Czasy nieprzyzwoite
Książka Jerzego Łojka to nie opowieść do poduszki czy też relaksu. Autor to przede historyk literatury i jego książka do tego gatunku należy. Takich pozycji się nie czyta, je się studiuje. Dokładnie, strona po stronie, słowo po słowie. Inaczej się nie da. Jeśli więc ktoś liczy na literaturę popularnonaukową, może się zawieść. Ale jeśli ktoś liczy na solidną dawkę wiedzy, będzie zadowolony.
Autor skupia się na trzech postaciach literatury francuskiej w XVIII wieku, głównie w drugiej jego części. Są to Claude – Prospere Jolyot de Crebillon, Nicolas – Edme Retil de la Bretonne oraz Donatien Alphonse François Marquis de Sade. Oczywiście wszyscy znają głównie tego ostatniego. Pozostała dwójka brzmi raczej obco. A jeśli dodamy, że książka rozpoczyna się od wyjaśnienia pojęcia „libertynizm”, to czytelnik zapewne domyśli się, jaki charakter miała twórczość poprzedników słynnego markiza.
Czymże więc był ów libertynizm? Ponoć niczym dobrym. Ponoć był właśnie we Francji bardzo tępiony i dopiero rewolucja zniszczyła go z kretesem wprowadzając moralny ład. Z tym ładem po zburzeniu Bastylii wiemy jak było… Z osławionym libertynizmem podobnie. Wszyscy go potępiali, ale wyznawców grzesznej miłości, nagości, a potem praktyk w tylu de Sade, nie brakowało.
Równocześnie ze sprośnymi praktykami powstawała literatura na ich temat. Jej właśnie autor omawianej książki poświęca najwięcej miejsca. Stara się jak najstaranniej przedstawić ją łącznie z obyczajami tamtych czasów. Zwłaszcza, że ówcześni „dokumentaliści” byli przeciwni rozwiązłości seksualnej. „Retif przez całe życie uważał się za moralistę i z uroczą niekonsekwencją zwalczał libertynizm, nie kłopocząc się bynajmniej wnioskami, jakie postronny obserwator mógłby wyciągnąć z analizy jego życia prywatnego”. Na tym bowiem ów libertynizm polegał…
Właśnie Retif w książce o znamiennym tytule „Pornograf” postuluje uporządkowanie życia obyczajowego, w tym …. domów publicznych. Najpierw dokonuje analizy, kto, jak i po co, a potem przedstawia receptę. Nie, nie liczcie na postulat zamknięcia przybytków rozkoszy. Je trzeba po prostu zreformować…
O markizie de Sade Jerzy Łojek pisze najwięcej. Cóż, postać najbardziej znana. Przedstawia jego życiorys. Stara się być jak najbardziej obiektywny. Jest bowiem w życiu słynnego Francuza wiele elementów niejasnych. Czy rzeczywiście był aż tak wielkim okrutnikiem, że słowem pochodzącym od jego nazwiska określa się dziś wyjątkowe tortury?
Książka o XVIII wieku we Francji opowiada zatem o rzeczach sprośnych, niemoralnych, jakże często wulgarnych. Napisana jest jednak językiem bardzo obiektywnym. Autor nikogo i niczego nie potępia. On przedstawia, omawia, prezentuje. Mamy do czynienia z lekturą mądrą, zawierającą wiedzę o tamtych czasach, daleką od szukania skandali. Taka jest bowiem rola tekstów o charakterze naukowym.
okrutnie żałuję
że tak słabo piszę
chociaż mocno czuję…
ukoić ból niepoukładany, rozdarte serce, z porcelany
tak delikatnej, jakby pleść z nici pajęczej
w apteczce badndarz, plasterki, octenisept
chwila większego bólu, i mniejszy, mniejszy, zaniknie
a jeśli szycie potrzebne? czy krawiec potrafi tyle?
potrafi wiele, ale czy wszystko? termometr wrze,
wskazuje nadmiar rozbieganych emocji. nie moich
włączam muzykę, może “A comme amour” ukoi ból
26.11.2024 r.
Nie pełzła, nie zakradała się —
uderzyła jak fala, jak pocałunek.
Noc spadła nagle.
A ty?
Stanąłeś przede mną,
rzucając cień jak wyzwanie,
Lekkie? Nie — nieodparte,
Ciepłe? Nie — palące!
Oplotły mój świat, gdy
ściany runęły a powietrze się rozsuwało –
twoje dłonie jak bluszcz.
A we mnie —
pękały tamy,
wylewały rzeki
gubiłam się w tobie!
Wszystko się zmieniło:
Dotyk stał się iskrą,
spojrzenie pożarem,
cisza krzykiem.
Świat się łamał, a my —
staliśmy w jego środku,
kpiliśmy z Chaosu.
I co teraz?
Teraz tylko ty i ja.
Jesteśmy momentem.
Nie ma jutra.
Jest tylko płomień,
którego nie zdoła ugasić czas.
A wieczność?
Jak przyjdzie –
zostaniemy ogniem.
Był sobie statek
Kiedy widzę nazwisko autora, a jest nim Stanisław Goszczurny, od razu mam przed oczami jego skandalizującą powieść „Mewy” wydaną ponad sześćdziesiąt lat temu. Powieść, która narobiła hałasu i od której rozpoczęła się ogólnopolska, a nawet międzynarodowa sława nazwy morskiego ptaszka. Chociaż nie o latające stworzenie tu chodziło. Seria „Z konikiem” wydawana przez Wydawnictwo Morskie też zawsze była zapowiedzią całkiem przyjemnej literatury. Niekoniecznie ambitnej, ale nadającej się na jazdę pociągiem moją ulubioną trasą Warszawa – Wałbrzych. Tymczasem dostałam…. co dostałam. Przeczytałam, bo jak już zaczęłam to przeczytałam.
Opowieść niby zaczyna się ciekawie. Intryga niby tradycyjna. Jest syn, synowa i teść. Nie szkodzi. Wiem, że to już było i bywa w literaturze będzie, bo są tacy, co twierdzą, że takie jest życie. Jest też niejaki Ed, co raz pojawia się i znika. Zupełnie jak w piosence Beaty Kozidrak „Józek, nie daruję ci tej nocy” – „Pojawiasz się i znikasz, i znikasz, i znikasz
Mam na Twym punkcie bzika, mam bzika, mam bzika”.
Kto ma tego bzika? Chyba najbardziej synowa o imieniu Pamela, na którą wołają Pam, bo nie wiadomo dlaczego robi to, co robi i dlaczego zrobiła to, co zrobiła. Czyli dlaczego wyszła za mąż i tkwi w trójkącie.
Wszystko dzieje się za granicą. Nawet za oceaniczną. W porcie, w zatoce stoi bowiem holownik „Smok” , pod polską banderą i napisem „Gdynia”. Holownik stoi i rdzewieje, bo agent nie może załatwić mu żadnego rejsu powrotnego do portu macierzystego. A marynarze marzą, by jak najszybciej znaleźć się u żony pod poduszką, w mieszkaniu na „Wzgórzu Nowotki”… Rety, jak dziś nazywa się socjalistyczne wzgórze? Przecież byłam w Gdyni i wysiadałam kolejką na owym wzgórzu, które już nim nie było… Od czego internet. Sprawdzam. Jest. Obecnie to Wzgórze św. Maksymiliana. W każdym razie marynarze chcą na to wzgórze. I wreszcie trafia się fucha. Oprócz oficjalnej forsy, będzie premia i to od razu na początku rejsu. Trzeba tylko doholować stary starek, ową „Stellę…” do Hiszpanii, a stamtąd tylko rzut beretem do Gdyni. Nikogo nie interesuje, że radar się psuje, a rdza zżera dziób. Czas ruszać.
Sprawa jest od początku do końca podejrzana. Czytelnik już po kilku stronach od zawiązania intrygi wie, jak się ona rozwiąże. Niespodzianki nie ma. Ten, którego miało nie być, jest, a tego który był, nie ma. Radaru też nie ma. Holu również brak. Z treści wynika, że marynarze albo dotarli do Gdyni na Wzgórze dawniej Nowotki, teraz Maksymiliana, albo nie dotarli. W każdym razie czytelnika niewiele to obchodzi, bo część książki przespał przerzucając kartki.
Też życzę wam dobranoc.
Czarne zrobić białym
I morze całe osuszyć
Daj mi tylko jeden znak
A słońce dla Ciebie poruszę
Niebo złożę do stóp
Całe na błękit pomaluję
Zgromadzę w jeden tom
Wszystkie słowa, które czuję
Na końcu świata słońca wschód
Chciałbym Ci przekazać sercem
Promienie słońca jak melodię
Splecione mgłą w Twoje ręce
Zatrzymam wskazówki zegara
Byś mogła chwilę odpocząć
Sama włączysz na nowo czas
Gdy przeznaczenie już odroczysz
Gdybyś jednak nie chciała
Bym dla Ciebie cały świat podpalił
Nie będę słuchał, przecież wiesz
Bo jestem w Tobie zakochany
Ciekawa teza
Gdzieś słyszałem, że historię piszą mocarstwa.
Ważne, że czujesz. I może przeczekaj to, a nie siłuj się.
To ma sugerować istnienie rzeczywistości a'la Matrix? Czy coś bardziej transcendentalnego?
sprawdziłam ustawienia wszystkich użytkowników i ponownie nadałam wszystkim uprawnienia autorów. proszę pisać jeżeli ktoś ma problem z dodawaniem wpisów