W angielskim stylu

Tytuł książki: Tam piaski śpiewają Autor książki: Josephine Tey

W angielskim stylu

Jeśli biorę się za książkę z głębokiego PRL-u, oznaczoną „kluczykiem”, wiem, że będzie nieźle. Seria kryminalna z 70/80 cieszyła się ogromną popularnością i praktycznie nigdy czytelnika nie zawiodła. Raz sprawa była ciekawa, raz mniej, ale określony poziom kieszonkowe wydania trzymały. Tym razem była trochę gorsza. Powieść Josephine Tey, czyli szkockiej pisarki Elizabeth Mackintosh „Tam piaski śpiewają”, wydana w 1977 roku w nakładzie 100 000 (słownie – sto tysięcy) egzemplarzy do specjalnie pociągających nie należy, co nie oznacza, że trzeba ją skreślać z listu oczekujących na przeczytanie.
Bohaterem jest inspektor Scotland Yardu Alan Grant, który musi odpocząć, wypocząć i odetchnąć od pracy z przestępcami. Wyrusza więc pociągiem do Szkocji, by łowić ryby. Nie jestem facetem, ale wiem, że oni tak mają. Mocząc przysłowiowego kija w wodzie, odpoczywają. Już u kresu podróży wraz z konduktorem wagonu sypialnego i innymi podróżnymi, odkrywa, iż jeden z pasażerów nie żyje. Wszyscy fachowcy wokół potwierdzają śmierć z powodów naturalnych. Słowem żadnego przestępstwa nie ma. Ale oczywiście nasz policjant i seria z „kluczykiem” oznacza, że wszyscy są w błędzie, bo coś w tym wszystkim nie pasuje.
W ten oto sposób wkraczamy na drogę śledztwa prowadzonego przez glinę na urlopie. Zanim jednak cokolwiek w tej materii zacznie się dziać, musimy przebrnąć przez nudny dla mnie opis Szkocji, ludzi, zajęć, problemów i wędkowania, które oczywiście każdą kobietę nudzi, a tą nadal jestem. Opis ten zajmuje połowę, a nawet więcej książki w wydaniu kieszonkowym, liczącej 234 strony drobną czcionką. Oczywiście taka kompozycja utworu pozwala poznać ową Szkocję i ludzi tam mieszkających. Jeśli zamiarem autorki było zmuszenie czytelnika do owego poznania, to jej się udało. Pierwsza połowa XX wieku przedstawiona. Miłośnik kryminałów będzie czytał uważnie, gdyż ma nadzieję, że zaraz, za momencik, za kilka stron dowie czegoś więcej o morderstwie, wszak na pewno do takowego w pociągu doszło.
Oczywiście też przebrnęłam przez część opisowo – wprowadzającą i doczekałam wreszcie wątku kryminalnego, który oczywiście został rozwiązany. Rewelacji żadnych nie było, wszystko tradycyjnie. Najważniejsze, że został rozwiązany, bo brnąc przez perypetie z wręczaniem kwiatów i knowań rewolucyjnych Małego Archiego, myślałam, że nie doczekam.
Cóż, takie „kryminały” też być muszą. Powstawały dawno temu („Tam piaski…” w 1952 roku) i dzisiaj trącą przysłowiową „myszką” . Nadal jednak są cenne ze względu na sposób budowania akcji, a przede wszystkim na charakterystykę głównego bohatera, samotnego detektywa, który rozwiązuje zagadkę za pomocą własnego intelektu. W czasach, kiedy morderców odkrywają profilerzy i analitycy z laboratorium, warto czasem pokłonić się przed siła ludzkiego rozumu.

❤️
1
👍
0
0
💡
0
0
📖
0