Rozprzestrzeń
Nie zapisał nieba gotową odpowiedzią.
Rozsypał tylko gwiazdy –
alfabet, do którego szukam klucza.
Nie dał prawdy jak kamienia do ręki,
ale tchnął we mnie pęknięcie –
szczelinę,
przez którą sączy się
żywe srebro wątpliwości.
Prawda podarowana jest echem w cudzej studni.
Ta, którą rodzę z siebie
w skurczach ciszy,
staje się nowym układem atomów,
moją własną geometrią istnienia.
Pytanie nie jest kompasem,
lecz napięciem duszy,
wektorem wyznaczonym w pustce.
Każde “dlaczego”
rozrywa zasłonę.
Nie ma dokąd iść.
A w rezonansie każdego kroku
On staje się Drogą.
Mógł mnie stworzyć z pewności.
Cichy, doskonały kryształ.
Wieczny. Nieruchomy.
Wybrał jednak, bym stała się świadomością –
wątłym płomieniem,
który żyje, bo pyta.
I płonie, bo nie wie.
hmm… świetne
pozdrawiam