Mistrz
W zaułku Świętego Tomasza,
gdzie „Camelot” kusi gęstą czekoladą,
siedział “król” przy okrągłym stoliku,
na dębowym, twardym tronie.
Srebrne włosy opadały na czoło,
jakby same chciały dodać powagi.
W zmarszczkach migotało światło —
reflektor spóźnionej sławy.
Przed nim — pusta filiżanka.
A jednak pił z niej gorycz wspomnień.
Spojrzał na mnie oczami chłopca,
który dawno zjadł ostatnie ciastko.
Wtedy dostrzegł swoje wiersze w moich dłoniach
i cofnął się nagle do dni i nocy,
gdy słowa rodziły się w gorączce
a każdy wers był okrętem,
który miał nigdy nie zatonąć.
Przez sekundę był młody i nieśmiertelny,
potem westchnął teatralnie:
„A miałem umrzeć, nim starość mnie znajdzie.”
Złożył autograf z miną,
jakby sprzedawał bilet do własnej biografii.
Uśmiechnął się naprawdę —
nie jak aktor, lecz jak człowiek,
który właśnie wygrał małą bitwę z czasem.
*”Camelot” – krakowska kawiarnia
Najczęściej źle się kończą, ale często ludzie nie wyciągają wniosków.
Bardzo dziękuję!
Bardzo dziękuję! :)
Brawo Ty. Zupełnie się z Tobą zgadzam.
Powroty są błędem. Niezależnie od motywów. Jak się coś skończy tzn że nie może być. Prawdę mówię.