Ja nie zrywam kontaktów, po prostu znikam za horyzontem.
5 (3)

Dziś znów myślę o tym, jak powoli znikam. Nie zostawiam po sobie połamanych mostów, nie trzaskam drzwiami. Po prostu odpływam, tak cicho, że nikt nie słyszy plusku. Jestem jak statek – biała plamka na horyzoncie. Czasem ktoś krzyknie z brzegu, inny pomacha ręką, ale te głosy nie niosą się przez mgłę, nie dochodzą do mnie.

 

Czuję, jak rozpuszczam się w Twoich dłoniach, Życie. I już nie protestuję. Może chciałabym stać się grudką soli – zanurzyć się w Twoim cieple i zniknąć. Zostać tylko w smaku, w Twoich łzach, może w czyjejś herbacie wypitej w pośpiechu, w zapachu mokrego swetra, który ktoś kiedyś zapomni na ławce w parku.

 

Każdy mój dzień jest jak kolejny metr w głąb oceanu – coraz zimniej, ciemniej, ciszej, coraz dalej od brzegu. To tak wciąga…

 

Piszę do Ciebie, żebyś wiedziało, że próbuję się trzymać. Chwytam się resztek powietrza, ludzi na nabrzeżach, ich rąk, które mnie nie sięgną. Nie chcę żeby sięgnęły… Może to wstyd, a może ulga – nie wiem.

 

Gdy zamykam oczy, widzę wodospad, światła, domy, miasto, które kiedyś było moje. Teraz wszystko się rozmywa. Zostaje tylko ta cisza, ten szum w uszach i ciepłe dłonie, w których chciałabym się rozpuścić do końca.

 

Spójrz za mną na linię wody. Może jeszcze będzie tam biały żagiel – ostatni ślad, że byłam.

 

Oceń klikając:
Subskrybuj
Powiadom o
guest
2 Komentarze
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze
Piórem2 konto główne!

Ciągła nostalgia.

Stahl

Pęknie napisany

2
0
Chętnie poznam Twoje przemyślenia, skomentuj.x