Miesięczne Archiwum: październik 2025

0

Przy kawie w niedzielny poranek

On
Aromat parzonej kawy uderzył mnie pierwszy, zaraz potem jej głos. Usiadła naprzeciwko, stawiając dwa kubki. Ta sama twarz od wielu lat, te same, znajome do bólu, gesty. Tylko ja już nic nie czuję. Mówi nieustannie, a jej głos dociera do mnie jak przez szybę. Słyszę dźwięk, lecz nie czuję ciepła jak dawniej. Słowa docierają, ale mnie nie dotykają. Jak deszcz za oknem. Wiem, że pada, ale nie jestem mokry. Mówi szybko, nerwowo, jakby chciała nadrobić wszystkie lata ciszy. Patrzy na mnie z taką żałością, z resztką nadziei, że coś jeszcze da się zmienić. Jakby miłość czekała tuż za drzwiami, które wystarczy otworzyć.
Ale już wiem, że za tymi drzwiami jest tylko pustka. Nie ma tam już nas, nie ma nawet tego mnie, którego pamięta. Jej dłoń leży na stole, czeka na dotyk. A głos drży jakby prosiła o łaskę, której nie umiem dać. Każde słowo opada ciężko w gęstniejącą ciszę, a ja milczę niewzruszony z zamkniętym sercem. Wiem jednak, że muszę się odezwać. Muszę, bo wciąż tu jestem, chociaż już za murem, który sam – cegła po cegle – stawiałem. W końcu mówię, że to, co było między nami umarło. Cicho, jak ogień, któremu zabrakło tlenu. Czuję, że każde wypowiadane przeze mnie, słowo wbija się w nią niczym nóż. Znów milknę, piję zimną już kawę i udaję, że jestem gościem w domu, który właśnie przestał być moim domem.
Czekam, aż ona to zrozumie.

Ona

Niedziela. Jesteśmy razem. Robię dla nas kawę, z nadzieją, że wreszcie porozmawiamy. Siedzimy przy stole, tak blisko, a jednak dalej niż kiedykolwiek. Zaczynam mówić. Mówię szybko, bo panicznie boję się ciszy, która kruszy nas od środka. On jednak uparcie patrzy w bok, jakby to wszystko go nie dotyczyło. Milczy, jakby słowa kosztowały go fortunę. Jego palce nerwowo zaciskają się wokół filiżanki, już od dawna nie szukają mojej dłoni. Wreszcie się odzywa. Z litości. Czuję to. Rzuca krótkie, oszczędne zdania, a każde z nich jest jak kamień – ciężkie, zimne i obce. Tonę w tym milczeniu, które rośnie między nami jak lodowa ściana. Chcę krzyczeć, że jeszcze czuję, że serce mi pęka, że wciąż tu jestem. A on oznajmia: “Wszystko będzie dobrze.” I to jest najgorsze. Bo “dobrze” to nie “kocham”. To tylko cichy wyrok podany z pustym uśmiechem. A więc to tak się kończy? W jego oczach nie ma już nic. W tej ciszy umarła miłość.
A ja wciąż go kocham.

❤️
0
👍
1
0
💡
0
0
📖
0
0

[Jesteś, który jesteś]

Jesienne Słońce
mały promień wystarczy
by uśmiechnąć serce

Bóg jest Miłością

❤️
2
👍
0
0
💡
0
0
📖
0
0

***

nawet jarki nie mają prawa nosić głowy nad kapeluszem

❤️
1
👍
0
0
💡
0
0
📖
0
2

miniatura słów

codziennością było stąpanie po pietrynie
bez splatania dróg, bez łączenia śladów
słońce zawsze padało w jedno miejsce
sto kilometrów dalej

❤️
0
👍
0
1
💡
0
0
📖
0
maruta 1

Wojenne zabójstwo

Tytuł książki: Maruta Autor książki: Kazimierz Korkozowicz

Wojenne zabójstwo

Pomysł był dobry. Milicyjny (lub detektywistyczny według nowej nomenklatury) kryminał w czasie Powstania Warszawskiego. Ktoś zabija strzałem w plecy i nie jest to faszysta. Trzeba go odnaleźć.
Z wykonaniem pomysłu było już różnie…
„Maruta” Kazimierza Korkozowicza wydana została w 1976 roku w nakładzie 100 000 egzemplarzy (słownie – sto tysięcy, dzisiejsi pisarze mogą o tym co najwyżej pomarzyć). I chociaż nie miała oznakowania ówczesnej kryminalnej serii z „jamnikiem” czy „kluczykiem”, jej format i ubarwienie okładki świadczyło, iż należy do wskazanego źródła opowieści zwanych dziś milicyjnymi. Schemat treściowy też jest taki sam. Inne są dekoracje.
Oto mamy Warszawę w czasie powstańczego zrywu. Jeszcze stojąca kamienica, a w niej stali mieszkańcy i przybyły na kwaterę oddział. Jest piękna dziewczyna. Jest wspomnienie dawnej miłości. Jest też dowódca, który szuka sprawcy morderstwa. Tak jakby zabijanie w czasie walk morderstwami nie było…. I tu właśnie poczułam pewien zgrzyt. Dlaczego szukamy jednego zabójcy, skoro wokół jest ich tylu?
Ale …. zaraz…. Czyż nie mamy kryminalnych opowieści rozgrywających się w czasie wojennych walk? Czymże jest nasz ukochany kapitan Hans Kloss? W każdym odcinku kogoś tropi, coś odkrywa, ba, nawet osobiście zabija…. Tak…. Ale Hans to był Hans. Bohater omawianej książki tak błyskotliwy nie jest. Do tego Hans aż tak kochliwy nie był, jak ten z powstania… Właściwie nie wiem, po co jest owa tytułowa Maruta. Taki kwiatek do kożucha? A może żeby akcja była żywsza, bo wbrew wszystkiemu toczy się wolno. Zupełnie mi nie pasuje do czasów walk powstańczych.
Na pewno chwała autorowi za to, że próbuje zróżnicować postacie, każdej nadaje cechy indywidualne, wyposaża w inny życiorys. Ten jest taki, tamten inny. Wspomnienie wakacyjnej miłości też się w to wpisuje. Czy ma wpływ na prowadzone śledztwo? Raczej nie…. Znowu taki dodatek do wydarzeń. Tak więc brniemy sobie poprzez kilka powstańczych dni. Szukamy sprawcy zabójstwa. Wokół trwa ostrzał, sztukasy zrzucają bomby, kamienica się trzęsie, tynk spada, a morderca żyje nadal. Oczywiście, że dzielny dowódca oddziału, zanim ruszy do dalszej walki, mordercę odnajduje. Czy jednak na pewno?
Końcówka miała być zaskoczeniem dla czytelnika. Ale wytrawny znawca literatury milicyjnej już od połowy opowieści doskonale wiedział kto jest kim. Bo schemat jest schematem. Nie przeskoczysz przyjacielu, może autorze, może czytelniku.
W każdym razie „Maruta” nie zaskakuje. Może szkoda, ale czy prawdziwy, krwisty kryminał może rozgrywać się w czasie Powstania Warszawskiego? Czy walka na ulicach miasta, śmierć tysięcy ludzi może powodować, że szukamy tego jednego, jedynego mordercy, skoro wokół ich tylu? Może znacie jakieś opowieści o tej tematyce?

❤️
2
👍
0
0
💡
0
0
📖
0
0

Nieprawda

 

nieprawda —
wszystko jest nieprawdą.
mogę patrzeć na ciebie
i nie znać cię,
mogę omijać twój cień
jak obcego w tłumie,
ale po słowach
nie pomylę się nigdy.

nawet gdy mówi
setka ust,
setka masek,
bezbłędnie wskażę:
to ty.
ty jesteś prawdziwy,
a wszyscy inni kłamią.

jego też —
twojego znajomego —
rozpoznam pod twoim imieniem,
tak samo jak poznałam twój głos
kiedy dzwoniłeś
z jego telefonu,
z cudzego życia
którego dotknąłeś może dłużej
niż na chwilę.

bo prawda nie leży
w twarzy,
w rękach,
w numerach telefonów.
prawda mieszka
w tym, co drży
na końcu słowa,
nim spadnie cisza.

❤️
1
👍
0
1
💡
0
0
📖
1
0

Notka informacyjna

Uprzejmie informujemy, że serwis poezja-proza.pl posiada regulamin korzystania z portalu, który jest dostępny dla wszystkich użytkowników.

Regulamin można znaleźć w górnym menu serwisu (trzy kreski na smartfonach) lub pod tym linkiem: Regulamin serwisu.

Zachęcamy do zapoznania się z zasadami korzystania z portalu.

❤️
0
👍
0
1
💡
0
0
📖
0
2

Przemiał

Tynkuję twarz.
Krew na ustach.
Wciskam stopy
w imadła szpilek.
Ruszam w tryby miasta.
Przedzieram się
przez arterie
z betonu.

Nad głową
żelbetonowe szczęki
przeżuwają
resztki nieba.

Domy
z obdartą skórą
odsłaniają blizny murów.

Tłum –
bezimienna masa
miażdży własne cienie.
Mój powolny krok
to dla niej obelga.

Słyszę tylko własne kroki –
jedyny żywy rytm:
Stuk.
Stuk.
Stuk.

❤️

3

👍

0

0

💡

0

0

📖

0

1234567