Gienia
5 (5)

Gienia nie miała lepiej. Kiedyś lubiła bawić, rozweselać, pomagać. Każdemu ocierała łzy, dawała ciepłe słowo, miły gest, spojrzenie, uśmiech. Miała empatii za stu. Podnosiła na duchu, wspierała, ale nie wszyscy byli przychylni. Spotykała i takich co drwili, mówili z sarkazmem “matka Teresa”. Nie przeszkadzało jej to, do czasu. W końcu przesadzili.

Obserwowali co robi, mówi, komentowali każdy ruch. Dotrzymywali kroku. Nie chciała tego. Czasami byli krok przed nią, a kiedy umyślnie się zatrzymała, zmieniła kierunek robili głupie miny, irytowali się, jakby zmieniła ich plany.

Czasami zdawało jej się, że nie ma gdzie uciec, wiedziała o tym. Pokazywali umyślnie, drażnili. Pewnego razu postanowiła wyjechać do miasta, w którym nigdy nie była. Wyobrażała sobie wszystko, jak jedzie, urządza się na nowo, zawiera znajomości. Pewnego dnia spakowała walizki, zabrała co mogła i pojechała wynajętym autem, w kierunku znanym tylko sobie, w kierunku innym niż planowała.

Kiedy spacerowała alejami niezwykłego parku, zadzwonił telefon. – “Dzień dobry” – usłyszała – “Chciałbym zapytać jak pani mieszka się w naszym mieście (tym do którego planowała pojechać). Czy czuje się pani tutaj bezpiecznie…?” – usłyszała. Gorąca fala spłynęła po jej ciele. Planowała tam pojechać, ale nie zrobiła tego, w jednej chwili zmieniła plany, a “oni” dzwonili pewni siebie. – Nie wiem, czy jest tam bezpiecznie. Nigdy nie byłam w tym mieście – odpowiedziała spokojnie, w odpowiedzi słysząc zaskakują krzyk przerażenia, przepraszanie, niezręczne tłumaczenia…

Oceń klikając:
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 Komentarze
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze
0
Chętnie poznam Twoje przemyślenia, skomentuj.x