***4.3 (3)
Dla pisarza wszystko to wyłącznie pre-tekst.
miejsce poetów, pisarzy, twórców
Dla pisarza wszystko to wyłącznie pre-tekst.
Być może koncepcja cnót i idealizm w wielu przypadkach mają za zadanie nie tylko tuszować prawdę o człowieku, ale utrudniać samopoznanie, a zatem i rozwój.
Dominacja, pieniÄ…dze, seks, wÅ‚adza, siÅ‚a – czy sÄ… bardziej realne elementy, które skÅ‚adajÄ… siÄ™ na rzeczywistość? Można powoÅ‚ać siÄ™ na koncepcjÄ™ ideałów, jednak, jakie ma to znaczenie inne, niż skrywana w czÅ‚owieku wyższość nad istotami, które tychże ideałów lub atrybutów nie posiadajÄ…? Nie trudno przecież dowieść, że skoro jest wyższość pewna, nawet wyższość moralna, jest zatem dominacja, w ten też sposób każdy ideaÅ‚ można sprowadzić albo do kwestii dominacji albo siÅ‚y, której czÅ‚owiek potrzebuje i którÄ… czÄ™sto czerpie, powierzchownie, nawet jeÅ›li, to jednak.
Nie da siÄ™ przecież ukryć, iż w momencie, gdy czÅ‚owiek przekroczyÅ‚ w sobie pewnÄ… istotÄ™, która dotychczas stanowiÅ‚a wyłącznie obraz spoÅ‚eczeÅ„stwa, które oczekuje i wymaga, zdaje siÄ™ czÅ‚owiek zyskiwać pewnÄ… siłę, która od tej pory staje siÄ™ jego sprzymierzeÅ„cem i przekleÅ„stwem – udrÄ™kÄ…, cierpieniem, samotnoÅ›ciÄ… i smutkiem.
Nie jest możliwe również, by przestaÅ‚ istnieć dualizm. Weźmy na ten przykÅ‚ad postać Maurycego, który to przecież jest głównym bohaterem opowieÅ›ci. Zdaje siÄ™, iż osiÄ…gnÄ…Å‚ on jeden z najwyższych poziomów ludzkiego uduchowienia. Czy oznacza to, że wpisuje siÄ™ w obraz, który podsyÅ‚ajÄ… nam social media? WrÄ™cz przeciwnie – jest temu tak daleki, iż dla przeciÄ™tnego, mniej biegÅ‚ego czÅ‚owieka, który ograniczony przez pÅ‚ytkÄ… inteligencjÄ™ wÅ‚asnego życia, nigdy nie byÅ‚by skÅ‚onnym, czy bardziej nawet – nigdy nie byÅ‚by w stanie zakatalogować Maurycego, jak czÅ‚owieka uduchowionego. Być może jest to wynikiem silnej wiÄ™zi z ego, być może przepaÅ›ciÄ… pomiÄ™dzy tym, kim Maurycy siÄ™ wydaje, a obrazem uduchowienia, które serwujÄ… social media.
Z uwagi jednak na rozległą świadomość Maurycego, doskonale zdaje sobie sprawę, jako człowiek, iż ego jest tym, co człowieka kształtuje i stanowi element adaptacji do otoczenia lub adaptacji otoczenia do do samego siebie. Jednak tym, co jest najistotniejsze, a co Maurycy podkreśla niejednokrotnie, jest pewna etapowość pozyskiwania kontroli nad własnym życiem. Podstawą tej kontroli jest świadomość tego, iż człowiek w ogóle żyje, a zatem jest to świadomość bardzo fizyczna i pierwotna, jest to właśnie ludzki instynkt. Drugim, najważniejszym aspektem człowieka jest jego intelekt, który pozwala mu zrozumieć, jak świat oraz życie funkcjonują. Wiedza ta jednak wiąże się z ego, ponieważ ego stanowi bezpośredni obiekt doświadczeń życia, a bezpośredniość ta kształtuje ludzką drogę oraz wolę. Finalnym aspektem, którego osiągnięcie jest możliwe wyłącznie w momencie, gdy człowiek zrozumie, jak funkcjonują rzeczywistość oraz życie, jest możliwość kształtowania i tworzenia życia, od jego podstawowej, fizycznej formy, przez formę mentalną, która oznacza intelekt, aż po ten metafizyczny pierwiastek, który niegdyś określono jako magię. I dlatego magię właśnie, lecz magię jako pewną sztukę, a na pewno sztukę prowadzenia swego życia, Maurycy ukochał najbardziej. Nie jest on ani artystą, ani rzemieślnikiem, ani robotnikiem, ani inżynierem, ani nikim innym, czy to filozofem, psychologiem, czy marzycielem, a alchemikiem, a jego zadaniem jest badać naturę człowieka wraz z całym dobrodziejstwem mocy i siły, które człowiek dzierży. A im bardziej posuwa się naprzód, tym mocniej dostrzega, iż wszelkie, religijne, filozoficzne, psychologiczne, etyczne schematy, które próbuje się wciskać ludziom, to nic więcej, jak próba kradzieży człowiekowi jego najbardziej wartościowej esencji, która pozwala ludziom, by uprawiać magię.
Obróbka bytu w atmosferze zajmuje sporą ilość czasu. Kumulusy, które suną z powolna po niebieskiej autostradzie, wydają się siedliskiem wszelkiego natręctwa myśli, dlatego w momencie, gdy akurat szlifuję charakter z użyciem drobnoziarnistego papieru, czytam rodzinne strony. Są mi miłe i bliskie, a gdyby ktoś zapytał, czym jest życie, najpewniej tylko się uśmiechnę i nic nie powiem, ponieważ starać się udzielić odpowiedzi to albo wpadać w ekstazę, uniesienie, przepych istnienia i wszelką radość lub, jak niejednokrotnie ma to miejsce, rozsypać się w rozpacz tak dotkliwie, iż najpłytsze słowo staje się bezkresem łez i doliną uciemiężenia.
Można też, jak robią to analityczne mózgi, poddać koncepcję życia rozkładowi na czynniki pierwsze, co pozwala na stworzenie definicji, jednak definicja ta pozwala wyłącznie na zabawę w boga, nigdy jednak, w sposób bezpośredni, w sposób spirytualny, nie otwiera nas na realną prawdę na temat życia, która nie jest jakimś tam rodzaje wiedzy, ale doświadczeniem samym w sobie.
Przewracam w głowie kolejną, rodzinną stronę, a przewrót ten sprawia, iż czuję, że stanąłem na nogi. Czyżbym dotychczas patrzył na świat od złej strony, a może, w całkowicie błędnej pozycji na regale, wybrałem jedną z tych książek, które nie wróżą nic dobrego. Dopiero teraz zastanawiam się nad tym, iż gdyby ktoś zechciał mnie rozebrać, stałbym się podobny do postaci Konan z Naruto. Całkowicie złożony z kartek papieru, a może nawet książek, może tylko rysów postaci, może tylko pomysłów, gdybym zdjął to wszystko z siebie, nie zostaje ze mnie nic, tylko pustka. Co z tego, że na moich mięśniach, które wiją się wokół kośćca jest skóra. To, bardziej niż realność, wyłącznie pewnego rodzaju symbolika. To tylko ciało żywe, które nie jest niczym, a tylko ogromnym programem, którego celem jest reprodukcja. Teraz jednak myślę, iż zanim w ogóle możliwe będzie, by jakakolwiek strona, która stanowi element mojego istnienia, wypłynęła na powierzchnię, bym mógł ją zapisać na odrębnej kartce, muszę zejść do samego ciała. Bo czymże jest moje ciało? Jest tym, co ciało podnieca i zadowala. To chyba najprostsza definicja ciała, jako organizmu żywego, który zdołał zorganizować swoje komórki w formę, którą ktoś dumnie nazywa człowiekiem, a dla mnie stanowi nic więcej, jak najbardziej ułomne i jednocześnie doskonałe zwierzę. Również zabójcze, co bezbronne, równie niezdatne do egzystencji w warunkach, które osiągają ekstremum, co zdolne tereny, gdzie warunki te występują, zdominować i niemal poddać własnej woli.
Pytam zatem siebie, czymże jest moje ciało i sama myśl, że to ciało posiadam i jest ono moje, podnieca mnie dziwnie. Jakbym nagle doznał dziwnego rodzaju oświecenia, które umożliwi mi dalszy rozwój, ponieważ oto dopiero teraz sięgam po przeklętą siłę, której nadano wiele imion, a niemal każde z tych imion nosi w sobie zalążek zła i poddane było przez stulecia demonizacji.
Wypadałoby jednak, nie wiem dlaczego, rozpocząć od stwierdzenia, iż wróciłem do pisarstwa. Nie mówię, że jest mi do czegoś potrzebne, ale na pewno jest ono nierozłączne. Pisarstwo to moje jestestwo, a im bardziej jestem tego pewien, tym mocniej wierzę, iż pisarstwo to najbardziej bezużyteczne z egotycznej perspektywy zjawisko. Nie robi się przecież nic więcej, jak finalnie zamyka całego siebie w głowie, byle tylko wyłowić z życia coś więcej, co już był lub będzie, nigdy nie jest jednak namacalne, a jednak pisarz, chociaż nigdy tego samodzielnie nie dotknie, przekazuje to czytelnikowi w taki sposób, iż on już może dotykać słowa, które dla pisarza są bardzo ulotne. Dlatego jestem najbardziej bezużyteczną formą życia, która dla współczesnego świata pełni najbardziej pożyteczną funkcję. Ale dla samego siebie, czy mogę mówić, że żyję, gdy piszę? Nie, mogę jednak śmiało powiedzieć, że nie żyję, gdy piszę, a moje życie dzieje się poza pisaniem i wtedy jest ono na tyle prawdziwe, iż potrafi przysłonić mi całe pisarstwo, bym zapomniał o nim na chwilę i dopiero teraz rozumiem, iż to wcale nie życie męczy mnie, samo w sobie, ale pisanie, ponieważ nigdy nie ucieknę od życia poprzez pisanie, wręcz przeciwnie, nawet, jeśli puszcze się pędem, to wyłącznie na zderzenie czołowe z tym własne życie. Natomiast poprzez życie toruje sobie drogę ucieczki od pisania, nawet jeśli na krótką chwilę, to właśnie poprzez tą chwilę doświadczam życia bezpośrednio, namacalnie, w realny, intymny sposób.
Wydaje się, iż jakikolwiek, egoistyczny pożytek ze sztuki pisania odziera tąże sztukę z jej walorów, a z pisarstwa czyni samo tylko pisanie, które hierarchizuje w głowie myśli, pozwala ułożyć emocjonalny chaos w bardziej strawną konstrukcję. Lecz jeśli takie pisanie miałbym zamienić w pisarstwo, potrzeba stworzyć ogromny świat, który podzielę na ludzi, miejsca, zdarzenia i tak dalej. Cała rozciągłość tego świata spycha na drugi plan aspekt analitycznego pisania, natomiast pierwszeństwo przejmuje estetyka pisarska, a kunszt umożliwia na stworzenie realnej sceny.
Dlatego rozumiem, że ogólny pożytek z pisania na zawsze będzie ogólny, a jedyna pożyteczność z mojego, własnego pisarstwa, która przypada mi w udziale, to ta hedonistyczna radość z aktu twórczego lub, daj Boże, aby kiedyś tak było, trochę, jak to mówi dziadek, dutków, które wydam na jedzenie, dom, rodzinę, paliwo i parę drobnych zachcianek. Nie ma dla mnie innego pożytku i nigdy nie będzie, ponieważ jako element środowiska, w którym żyję, a które to składa się ze społeczeństwa i podzielone jest na warstwy, nigdy nie będę beneficjentem swojego pisarstwa na taką skalę, na jaką jest nią czytelnik.