Autor: Te.n Jot

3

***

Jestem taki sam, jak inni, tylko lepszy.

❤️
0
👍
0
0
💡
0
0
📖
0
0

***

W cyberprzestrzeni gwałtu, kanały rodne kobiet nadają z głównej radiostacji świeże niusy, jeszcze wilgotne i ciepłe jak ciała niemowląt wrzucone na serwery zaśmiecony gównoburzami o aborcji.

Sweter naciągnięty na ciało jak prezerwatywa, chroni przed spojrzeniem gapiów uczepionych smartfona, niby ostatniej deski ratunku dla człowieka tonącego w oceanie sprzecznych informacji.

Mówią o nas w slangu polityki, bilansu zysków i strat, przychodu brutto, przyrostu naturalnego i ciągłej walki o terytorium wolne od spamu, haseł wyborczych. A martwe pokolenia ryczą bezgłośnie, z nielicznymi, wpisanymi w karty historii przeglądarek, imionami, które znalazły miejsce na Wikipedii i tam trwają, zawieszone w próżni.

W cyberprzestrzeni gwałtu, jasne i nagie ciała nastolatek, ich różowe brodawki, trochę jak czułka motyli, trochę jak słomki do piwa, podskakują wesoło. Znają na pamięć hasztagi, recytują teksty ulubionych piosenek i malują paznokcie w barwach wolności.

Już nie wiem, po co mi poezja, skoro, w ramach produktu zastępczego dostaję kubełek z chicken wings. Coraz częściej czas ucieka przez palce, tłuste od smażonego mięsa.

❤️
0
👍
0
0
💡
0
0
📖
0
2

***

Trzeba mieć dystans do siebie i śmiać się z innych.

❤️
0
👍
0
0
💡
0
0
📖
0
4

Pomiędzy wersy wprosiło się trochę prozy

stworzyłeś mnie
na podstawie przypuszczeń
domniemanej wolności ducha

z domieszką grawitacji na ustach
zdziwieniu patrzę w oczy
gdy milknie wewnętrzny hałas

a ty trzymasz mnie
na dystans
w szufladzie z wierszami
jak wstydliwy materiał do gazet
albo jeszcze bardziej wstydliwy gadżet

chciałabym kilka tych nocy
zasypiać spokojna
z niewielkim bólem
świadomości

nie umiem cię zatrzymać
w szufladzie trzymam tylko bieliznę

a wiersze rzucam ptakom
jak kawałki chleba i ziarna

gdy znikają na niebie
wierzę że słowa potrafią latać
nie muszę się troszczyć
odmawiać modlitwy

❤️
0
👍
0
0
💡
0
0
📖
0
1

*

Stres – patologiczna ekscytacja.

❤️
0
👍
0
0
💡
0
0
📖
0
0

Karmazynowy chłopiec

Karmazynowe chłopcze, wyrosło z ciebie beztroskie zwierzę. Kolędy, te same, których nie znałeś za dziecka, wracają do ciebie w myślach i zdajesz się zaskoczony, że przypomniałeś sobie ich słowa.

Jesteśmy oczodołami. To nasze małe jeziora, lazurowe światła. A to słodkie, czerwone lico, które płonie zawstydzone? To w nim kujesz żelazo losu.

Mój karmazynowe chłopcze, wewnątrz twojej czaszki czuję się biblioteką. Czy zechcesz choć na moment położyć dłonie na którejś okładce? Są ciężki i chłodne, a upał za oknem rysuje miejscowość, która jest spokojna i senna. Powietrze wydaje się cielskiem w środku którego są pola i drzewa przepalone przez słońce.

Barwy są wypłowiałe. Brakuje soczystości. Dorodne owoce wiśni błyszczą w słońcu zimnym blaskiem, co dodaje im majestatu.

Karmazynowy chłopcze, opatrzyłeś rany Wielkiej Niedźwiedzicy, którą potrącił samolot i przesunąłeś Mały Wóz, który stanął na powietrznym trakcie linii lotniczych.

Nie możesz pozwolić, by ten świat wszedł ci na głowę, bo wtedy twoja głowa stanie się tylko oczkiem na kostce, którą co jakiś czas rzuca niedbale ogromna ręka. Nikt nie wie, do kogo należy. Nie znamy jej właściciela. Wiadomo tylko, iż lubi tą zabawę.

Czy to ślepy los? Myśliciel bez głowy? Judasz, który przyszedł za Chrystusem, aż tutaj, w XXI wiek, wyłącznie po to, by utwierdzić się w przekonaniu, że jego nauczyciel umarł na marne. Wciąż pyta: “Mistrzu, dlaczego?” i rzuca kością. Los mu sprzyja. Chciałby choć raz przegrać, zdjąć z siebie ciężar wypłaty.

❤️
0
👍
0
0
💡
0
0
📖
0
2

Myśli rozczochrane

Rozkosz mi co zechcesz

❤️
0
👍
0
0
💡
0
0
📖
0
14567