Dzienne archiwum: 8 lipca, 2025

3

potknięcie

potknął się nieskromny polityk bez głowy
nawet nie o stopień
lecz skromny tytuł naukowy

❤️
0
👍
0
0
💡
0
0
📖
0
1

Wiek dojrzały

Wiek dojrzały

Kiedy człowiek dorasta i odkrywa, iż pisarz z czasów jego dzieciństwa i młodości, pisał również dla dorosłych, robi mu się miło na duszy. To tak, jakby dorastał razem z nami. A więc najpierw czytasz „Sposób na Alcybiadesa”, by po latach trafić na „Salon wytrzeźwienia”. Mowa oczywiście o Edmundzie Niziurskim.
W minionych latach mojego życia Niziurski uchodził za pisarza „życiowego”. Tak bowiem recenzowaliśmy jego powieści wypożyczone z dzielnicowej biblioteki dla dzieci i młodzieży. W przeciwieństwie do Zbigniewa Nienackiego, tego od pana Samochodzika, w powieściach Niziurskiego dużo było młodzieńczych problemów, ciekawych rozwiązań i mądrych nauk. O dziwo, odnalazłam to również w „Salonie…”
Książka powstała w 1964 roku, jej akcja dzieje się współcześnie, czyli mamy epokę zwaną PRL – em. Czy jednak tylko ducha tej epoki odnajdziemy na kartach utworu? O dziwo, nie. Kiedy zabrniemy w czytanie, okaże się, iż problemy głównego bohatera wcale nie są tak dalekie od dzisiejszych. Jest tylko inna terminologia, inny krajobraz i miejsca, których już nie ma. Kto z dzisiejszej młodzieży wie, co to była Izba Wytrzeźwień?
Już wyjaśniam. Ówczesna milicja spotkawszy na patrolu delikwenta, którego zachowanie wskazywało na nadmierne spożycie alkoholu, umieszczała go właśnie w takiej izbie – miejscu dla takich, głównie nocnych przypadków. Pobyt nie był bezpłatny. Drogo kosztował, a płacił właśnie nadużywający.
Bohatera Niziurskiego spotykamy właśnie w takim miejscu. Nie jest tu pierwszy raz, nawet ma „względy” u personelu. Jest bowiem lekarzem i kiedy wytrzeźwieje, udziela całkiem dobrych porad lekarskich. Tylko sobie poradzić nie potrafi. Na kolejnych kartach powieści przyglądamy się jego staraniom o zmianę w życiu. W mieście N. jest skompromitowany, wyrzucony z pracy, opisywany w prasie. Trzeba wyjechać. Najlepiej do Warszawy. Tam jest dużo ludzi. Tam można się ukryć. Nawet z nałogiem. Żeby wyjechać, trzeba mieć pieniądze, chociażby na bilet. Skąd je wziąć?
Nasz bohater odwiedza dawnych kolegów. Kiedyś byli nierozłączni, jak będzie dziś? A może warto być uczciwym lekarzem? Leczyć chorych, walczyć o odpowiednie warunki pracy, by nie szkodziła zdrowiu robotników, przeciwstawić się symulantom i kombinatorom?
Niziurski nie daje nam jednoznacznej odpowiedzi. Prowadzi swego bohatera przez kolejne miejsca, każę mu rozmawiać z różnymi ludźmi, pokazuje dobro, dotyka zła. Ot taka życiowa książka. Krajobraz oczywiście z lat sześćdziesiątych, ale problemy uniwersalne, obecne w życiu człowieka bez względu na epokę.
W „Salonie….” nie znajdziemy pasjonującej akcji, tajemnicy czy fascynujących postaci. Ktoś powiedział o tej powieści, że „przytłacza rzeczywistością”. Miał dużo racji. To opowieść zwyczajna, o zwyczajnych problemach zwyczajnych ludzi, ich postawach, wyborach, a także braku wyborów. Często życie ich nie daje. Skazani jesteśmy na wybory innych….

❤️
1
👍
0
0
💡
0
0
📖
0
1

Misterne opowieści “Życie jakiego nie było”

Monika o lekko pokręconych włosach siedziała w bujanym, ciemnobrązowym, wygodnym fotelu. Myślała o przeszłości. O tej prawdziwej i o tej zmyślonej przez innych. Z głośników dobiegały delikatne nuty. Melancholijny nastrój nasilał się z każdym dniem, od czasu, kiedy powiedzieli jej “to”. Właśnie “to”.

Próbowała zebrać myśli, poskładać strzępy zdarzeń. Uśmiechała się lekko, z sarkazmem. Na wszystko było za późno. Puzzle życia stare, popękane, z pourywanymi kawałkami, tworzyło inny obraz niż by chciała. Nie dało się nic zmienić, poskładać strzępów życia.

Nigdy nie miała dzieci, nie wyszła za mąż, nie dane jej było spędzić życia z mężczyzną, którego kochała. Nie chciała więcej. Nikogo. Nie czuła potrzeby. Serce ułożyła w pudełku, na miękkiej flanelce. Schowała na dnie szuflady. Nikt przez lata go nie odnalazł.

Przeszła przez życie, w blasku tamtych dni. Przeszłość ją ogrzewała. To nie była jej wina. O niczym nie wiedziała. Nie miała jak naprawić.

Ludzie mówili, że wyszła za mąż. Po latach gratulowali jej. Niektórzy twierdzili, że rozmawiali z jej mężem, opowiadali, jakie ma dzieci, a ona zaszyta w małym M, siedziała samotnie przed komputerem.

Nie spotykała się z nikim. Spotkania przynosiłyby ból. Ból wspomnień o miłości, której nie miała prawa dosięgnąć. Marzyła o tym, by stać się jak głaz, lecz dusza łkała każdego dnia. Tak, tylko dusza, bo jej niebieskie oczy dawno wyschły.

Mówili, że nie uśmiecha się, ma nieczułe serce, a przecież ona nie miała go wcale.

Dzisiaj, po latach wspomnienia powróciły:

Kilka miesięcy po ich ostatniej rozmowie po raz pierwszy usłyszała o jego ślubie. Znajomi gratulowali jej , myśląc, że właśnie ona została żoną. Gratulowali wyboru, hucznego wesela, dopytywali o szczegóły, a ona? Była sama. O ślubie wiedzieli od niego, nie było więc mowy o pomyłce. Czy to dlatego odszedł bez słowa? – zastanawiała się? – Ożenił się z inną? – Dla niej było wszystko logiczne.

Tylko co jakiś czas słyszała dziwne fragmenty opowieści o sobie. Tak dziwne jak o weselu, ślubie, oszałamiającej, spełnionej miłości. Słyszała o tym gdzie mieszka, w mieście którym nigdy nie była. O dzieciach, które się nigdy się nie poczęły. Jegomość opowiadał nawet o tym, że kiedyś rozmawiał z jej mężem, z mężem, którego nigdy nie miała.

Świat stanął na głowie. Znajomi żyli życiem, którego nigdy nie miała. Życiem, którego nigdy nie było. Życiem, które nie istniało. Nikt jej nie wierzył, kiedy mówiła, że to nieprawda, gdy zaprzeczała. Wszyscy widzieli wszystko lepiej niż ona. Niektórzy posunęli się znacznie dalej… Mimo to zawsze znalazł się ktoś, kto wspomniał jej o tym co mówią, o pomówieniach, chociaż nie pytał o zdanie, o prawdę, nie wierzy w fakty.

Ktoś usnuł misterną sieć opowieści będących wytworem wyobraźni, o niej, innej niż była, o życiu, jakie nigdy nie istniało.

❤️
0
👍
0
0
💡
0
0
📖
0