Autor: silvershadow

3

splecione wibryssy

w arterii do nieuporządkowania

wysypują się z rąk

tańczące kwiaty

oddychamy drobnymi liniami

 

niesieni przerywanym światłem

przez bramę

nad rozłożyste sny

jak pola z wełnianych piór

❤️
0
👍
0
0
💡
0
0
📖
0
0

kawiarnia starości

lustro głębin unosi
ich jak senną mgławicę
z zielonych światełek

słyszy
jeszcze tylko ten głos

gdy plecy
powracającego czasu
są stłuczone

❤️
0
👍
0
0
💡
0
0
📖
0
0

Noc

w łunie jak zorza
lewitują kryształki

z jednego ty
jak ja

przez spektrolit
patrzysz

❤️
0
👍
0
0
💡
0
0
📖
0
0

zgasły brzeg

piasek jeszcze pachnie
wiosennym deszczem

wirująca u jego szyi
zakrywa mgły
wczorajsze i jutrzejsze

zebrane na kamieniu
o wielkości sekundy

przepołowionej lustrem
świetlnej łzy

❤️
0
👍
1
0
💡
0
0
📖
0
0

kłosek

zawężam siebie
do szarości szkicu

we włosach mikroptaszek
jak anioł wspomożyciel

przysypia u stóp
listopadowej nuty

❤️
0
👍
1
0
💡
0
0
📖
0
0

pauza

żyć to ciążyć
tyle rzeczy teraz umiera

księżyc w ustach
jedynie garścią lekarstw
pachnących znużeniem

emanuje ciepło minionego dnia
kamień zdjęty z szyi

unoszę się
na palcach

❤️
0
👍
0
1
💡
0
0
📖
0
0

wstęga

sekundy – niebiologiczne dzieci czasu
niczym liście tanecznej lipy
odpływają wraz z dłońmi
położonymi na czarnej rzece
maszyny śnią
w maszynie

wypestkowana ziemia
i zimna myśl jak żyletka
wycina w mózgu precyzyjne fraktale

jestem jednym końcem
szukającym drugiego
by nie powiedzieć: umarł
lecz: żył
jeśli tylko wszechświat się kiedyś powtórzy

odłożona śmierć
potrzebuje czasu
by stać się nowym początkiem

siebie

❤️
0
👍
1
0
💡
0
0
📖
0
0

kolor mgły

droga ugięta pod ciężarem
liście niczym ciała
wybawione szarym tchnieniem

winny niewinny
czerń i biel
pomiędzy serce
pożegnania

znowu idę do ciebie
niosąc wybaczenie
światełko przebija się przez mgłę
twojego spojrzenia

❤️
1
👍
0
0
💡
0
0
📖
1
123