***

Podeszli do tafli zmrożonego jeziora,
on pełen bólu, ona mokra, nie tylko od łez.

Pomiędzy nimi sieć misternie utkana,
z ich krwi, bezbarwnych kropli, oddechu.

Spękane kamienie obsuwały się z pobliskiej góry,
słychać było leciutki trzask, bez mała bezgłośny, nieuchwytny.
Patrzyła bezradnie, jak obsuwały się ze skał,
jeden po drugim.

Nie odrywała oczu, milczała,

nie drgając, nie odsuwając się z drogi,
patrzyła,
bezradnie, trzymając w dłoni maleńki kwiatek.

Gdy zniknął na horyzoncie,
odetchnęła z ulgą, lawina tam nie sięgnęła.
On nigdy nie dowiedział się, co się stało,
ona zastygła jak marmur.

❤️
1
👍
0
0
💡
0
0
📖
0