Otagowano: wspomnienia

0

Dziennik niecodzienny

Kiepski miesiąc na zwierzenia i na nostalgię, a jednak wciąż istnieje. Pomimo zimnej historii nie skasowano go z kalendarza, podobnie jak nie usunięto trzynastych piątków. No cóż, takie jest życie.

Ktoś coraz głębiej grzebie w mojej duszy. Czuję, jakby wkładał mi całą dłoń i szperał, próbując odnaleźć choćby ślad. Błękitnej koperty marzeń i snów nie znajdzie.

Zastanawiam się, skąd te pytania i jaka twarz kryje się pod błyskotliwą maską. Może czarującą, ale jednak maską.

Kiedyś byłam w wesołym miasteczku. Dziesiątki ludzi robiło sobie zdjęcia. Wszyscy byli kowbojami w tym samym kapeluszu. Tylko oczy iskrzyły. Właśnie – tylko oczy. Dlatego są takie ważne. Po oczach można przeczytać całą książkę życia.

Ostatnio przeglądałam stare zdjęcia ze szkolnego archiwum. Byłam zaskoczona, że prawie nikogo nie mogłam rozpoznać. Tylko dyrektora i matematyka. Po nich wiedziałam, kiedy zdjęcie zostało zrobione, w końcu uczyli nas tylko rok. Czy to nie śmieszne? Ich rozpoznałam, a tych, którzy mnie uczyli całymi latami, nie byłam w stanie.

Przeszłam więc do analizy fotografii, zadając sobie pytania: kogo pamiętam, jak wyglądał, kto przypomina mi kogoś ze zdjęcia. Niewiele pomogło. Nikt nikogo nie przypominał, ale w domyśle wyłoniłam pierwsze wnioski. Dwie nauczycielki rozpoznałam po dziesięciu minutach intensywnego wpatrywania się, choć i tak najpierw je pomyliłam ze sobą, ale te białe buty… buty przypomniały mi coś, co sprawiło, że ostatecznie rozpoznałam ich twarze.

Kilku nauczycieli również udało mi się wyselekcjonować, co nie oznacza poznać, ale przecież nie mogli być kimś innym. Na koniec, śmiałam się sama z siebie, ponieważ latami zastanawiałam się, dlaczego nikogo nie widuję, a prawda okazała się taka, że nikogo nie rozpoznawałam. Nawet gdybym otarła się o nich, nie byłabym tego świadoma.

Ostatecznie, z licznej grupy nauczycieli, w domyśle ustaliłam tożsamość zaledwie kilku osób. Reszta pozostała zapewne odwieczną i nieposzukiwaną zagadką. Nie jestem wstanie nawet ocenić, czego mogli nas uczyć, choć zawsze zdawało mi się, że pamiętam wszystko i wszystkich z tamtych lat. Przynajmniej to, co było dla mnie ważne.

Tak więc, skoro nie rozpoznaję dawnych kolegów, koleżanek, nauczycieli, znajomych i obcych, to czym się przejmować? Nawet gdybyśmy wpadli na siebie, uśmiechnęli się, radośnie skomentowali słońce, i tak nie wiedzielibyśmy, że jesteśmy sobą. Bo niby dlaczego miałoby być inaczej, skoro po dwudziestu latach od wyjazdu i nieoglądaniu ulic wszystko wygląda inaczej – jakby świat zmienił się za dotknięciem wehikułu czasu. Tylko wspomnienia pozostały takie same, choć dalekie od zdjęć i spotykanych ludzi. Tylko emocje, ciepła energia…

Wracając do teraźniejszości, siedząc tutaj, przed komputerem, zadaję sobie być może nieistotne pytanie: Czy tamten świat naprawdę istniał?

Dlaczego przeszłość miałaby istnieć, skoro nie ma jej w niczym rozpoznawalnym. Nie ma też innych zdjęć, pamiątek, piosenek, nawet tej jednej… Może jednak to nie była przeszłość, lecz sen?

Jest 24 września 2025 roku, a to są moje rozważania, zapiski, kartka z jesiennego „dziennika niecodziennego”.

❤️
0
👍
1
0
💡
0
0
📖
0
lapa 2

To nie tak miało być….

Tytuł książki: Łapa w łapę Autor książki: Kamila Łapicka

To nie tak miało być….

Czasami tak się zdarza…. Bierze człowiek do ręki książkę…. Na okładce zdjęcie wybitnego, nieżyjącego już aktora…. W środku zapis rozmów, które prowadziła z nim jego żona… Krótkie rozdziały… Wszystko wydaje się być dobre, odpowiednie i zapowiada się interesująco. Niestety, po przeczytaniu jest rozczarowanie…
„Łapa w łapę” to zapis luźnych rozmów, jakie prowadziła Kamila Łapicka ze swym mężem Andrzejem Łapickim, praktycznie tuż przed jego śmiercią. Tematyka różna. Trochę wspomnień. Trochę plotek z życia gwiazd. Trochę filozofii życiowej. Sporo morałów. Aforyzmów. Niby powinno być ciekawie… Dlaczego nie jest?
Według słów Kamili Łapickiej, jej mąż nie chciał, by napisano o nim tradycyjną biografię. A wszystko to na etapie pisania życiorysów o wszystkim i przez wszystkich. Prawdopodobnie przyczynił się do tego film Romana Polańskiego „Autor – widmo”. Wielu ludzi dopiero wówczas dowiedziało się, że istnieje taka instytucja jak owe pisarskie widmo, ukryte pod treścią wspomnień znanego człowieka. Od tamtej pory biografie celebrytów zaczęły pojawiać się jak przysłowiowe grzyby po deszczu. Kiedy zabrakło już żyjących lub zmarłych w ostatnich latach, zaczęto sięgać po postacie zwane już historycznymi. W większości były to opowieści o tym, że urodził się, żył, dokonał i umarł. Kilka takich przemknęło mi przez ręce. W sumie więc nic nowego. Autorzy, widma lub autentyczni, zaczęli zatem szukać formy do upieczenia swego ciasta, zwanego biografią znanego człowieka. I jak to bywa w piekarniku lub w pisaniu książek, niektóre formy były udane, inne mniej.
Wywiad – rzeka z Łapickim niestety należy do tej drugiej grupy. Kiedy przeczytałam blisko trzysta stron, nie dowiedziałam się praktycznie niczego nowego o wybitnym aktorze. Uciekły również nieliczne anegdoty z życia gwiazd. Wypowiedzi mogących być aforyzmami, nie zapisywałam. Ale czy rzeczywiście były odkrywcze? Książka nie pokazała mi owej prawdziwej twarzy wielkiej gwiazdy polskiego teatru i filmu. Jaki właściwie był? Zarozumiały czy skromny? Pewny siebie czy wątpiący? Po przeczytaniu miała wrażenie, że był…. Nijaki, bez wyraźnego charakteru, zdecydowania… Na pewno się mylę, gdyż Łapicki nie wyglądał na kogoś cichego, płochliwego czy skrępowanego. Tego niestety, z książki tworzonej wspólnie z żoną nie wywnioskowałam. Czyżby chciał pozostać w pamięci widzów właśnie tak nijako? Tekst miał w zamierzeniu autorki być pogodny… Cóż… według mnie jest nudny…
Są to pytania, na które nie znajdziemy odpowiedzi. Książka nie miała wielu przyjaznych recenzji. Piszący je bardzo starannie dobierali słowa, gdyż po jej opracowaniu aktor umarł. Szacunek wybitnemu człowiekowi się należy. Myślę, że należy się mu również inna biografia. Może bardziej pomnikowa, może bardziej żywa. Kto ja napisze?

❤️
1
👍
0
0
💡
0
0
📖
0