Przemiał
Tynkuję twarz.
Krew na ustach.
Wciskam stopy
w imadła szpilek.
Ruszam w tryby miasta.
Przedzieram się
przez arterie
z betonu.
Nad głową
żelbetonowe szczęki
przeżuwają
resztki nieba.
Domy
z obdartą skórą
odsłaniają blizny murów.
Tłum –
bezimienna masa
miażdży własne cienie.
Mój powolny krok
to dla niej obelga.
Słyszę tylko własne kroki –
jedyny żywy rytm:
Stuk.
Stuk.
Stuk.
Bardzo dziękuję!
ładny wiersz, przemawia, w środku widzę też zmianę narracji