Był sobie statek5 (2)
Był sobie statek
Kiedy widzę nazwisko autora, a jest nim Stanisław Goszczurny, od razu mam przed oczami jego skandalizującą powieść „Mewy” wydaną ponad sześćdziesiąt lat temu. Powieść, która narobiła hałasu i od której rozpoczęła się ogólnopolska, a nawet międzynarodowa sława nazwy morskiego ptaszka. Chociaż nie o latające stworzenie tu chodziło. Seria „Z konikiem” wydawana przez Wydawnictwo Morskie też zawsze była zapowiedzią całkiem przyjemnej literatury. Niekoniecznie ambitnej, ale nadającej się na jazdę pociągiem moją ulubioną trasą Warszawa – Wałbrzych. Tymczasem dostałam…. co dostałam. Przeczytałam, bo jak już zaczęłam to przeczytałam.
Opowieść niby zaczyna się ciekawie. Intryga niby tradycyjna. Jest syn, synowa i teść. Nie szkodzi. Wiem, że to już było i bywa w literaturze będzie, bo są tacy, co twierdzą, że takie jest życie. Jest też niejaki Ed, co raz pojawia się i znika. Zupełnie jak w piosence Beaty Kozidrak „Józek, nie daruję ci tej nocy” – „Pojawiasz się i znikasz, i znikasz, i znikasz
Mam na Twym punkcie bzika, mam bzika, mam bzika”.
Kto ma tego bzika? Chyba najbardziej synowa o imieniu Pamela, na którą wołają Pam, bo nie wiadomo dlaczego robi to, co robi i dlaczego zrobiła to, co zrobiła. Czyli dlaczego wyszła za mąż i tkwi w trójkącie.
Wszystko dzieje się za granicą. Nawet za oceaniczną. W porcie, w zatoce stoi bowiem holownik „Smok” , pod polską banderą i napisem „Gdynia”. Holownik stoi i rdzewieje, bo agent nie może załatwić mu żadnego rejsu powrotnego do portu macierzystego. A marynarze marzą, by jak najszybciej znaleźć się u żony pod poduszką, w mieszkaniu na „Wzgórzu Nowotki”… Rety, jak dziś nazywa się socjalistyczne wzgórze? Przecież byłam w Gdyni i wysiadałam kolejką na owym wzgórzu, które już nim nie było… Od czego internet. Sprawdzam. Jest. Obecnie to Wzgórze św. Maksymiliana. W każdym razie marynarze chcą na to wzgórze. I wreszcie trafia się fucha. Oprócz oficjalnej forsy, będzie premia i to od razu na początku rejsu. Trzeba tylko doholować stary starek, ową „Stellę…” do Hiszpanii, a stamtąd tylko rzut beretem do Gdyni. Nikogo nie interesuje, że radar się psuje, a rdza zżera dziób. Czas ruszać.
Sprawa jest od początku do końca podejrzana. Czytelnik już po kilku stronach od zawiązania intrygi wie, jak się ona rozwiąże. Niespodzianki nie ma. Ten, którego miało nie być, jest, a tego który był, nie ma. Radaru też nie ma. Holu również brak. Z treści wynika, że marynarze albo dotarli do Gdyni na Wzgórze dawniej Nowotki, teraz Maksymiliana, albo nie dotarli. W każdym razie czytelnika niewiele to obchodzi, bo część książki przespał przerzucając kartki.
Też życzę wam dobranoc.
Ciekawa teza
Gdzieś słyszałem, że historię piszą mocarstwa.
Ważne, że czujesz. I może przeczekaj to, a nie siłuj się.
To ma sugerować istnienie rzeczywistości a'la Matrix? Czy coś bardziej transcendentalnego?
sprawdziłam ustawienia wszystkich użytkowników i ponownie nadałam wszystkim uprawnienia autorów. proszę pisać jeżeli ktoś ma problem z dodawaniem wpisów