Twórczość, czyli naszym piórem

maria 1

Maria dla małolatów
4.8 (4)

Maria dla małolatów

Moda na biografie trwa nieprzerwanie. Ludzie piszą o sobie lub o innych. Im ktoś sławniejszy tym biografia ma większe powodzenie. Wystarczy na okładce fotka i mamy sukces czytelniczy. Owe biografie bywają różne. Są skandalizujące, czyli wyciągające na światło dzienne (znaczy się słowo drukowane) sensacyjki z życia sławy. Są normalne, na zasadzie „piszę, co wiem i co myślę”. Są dokładnie udokumentowane, z podaniem bibliografii, bo trzeba udowodnić, skąd się wie. Książka Iwony Kienzler „Maria Skłodowska – Curie Złodziejka mężów życia i miłości” (brak znaków przestankowych) jest przede wszystkim biografią z tytułem jak na miarę książkowego marketingu przystało.
Kiedyś już pisałam o roli tytułu, co to ma przyciągnąć czytelnika. Opowieść o Marii tytułem pachnie na biografię sensacyjną. Od razu rodzą się pytania: ilu tych mężów ukradła, w jaki sposób, osadzono ją za to, skazano? komu ukradła życie, komu miłość? W ogóle zaczyna pachnieć kryminałem, może nawet w stylu noir lub przynajmniej promieniotwórczym.
Oczywiście, że dałam się nabrać na tytuł i książkę zaczęłam czytać. Wszak zagadki kryminalne lubię. A co zastałam w środku? Nic nowego.
Mam swoje lata. Sporo wiem, bo wiem i nie pamiętam wszystkich źródeł, z których czerpałam wiedzę. Ogólnie rzecz biorąc jest to tzw. życie. Postać największej polskiej uczonej znam, bo znam. Mam wrażenie, że znam ja od zawsze. Jest osobą obecną w naszej narodowej historii. Mówi się o niej dużo. Napisano kilka książek. Nakręcono kilka filmów. Maria po prostu JEST. Prześwietlono ją na wszelkie możliwe sposoby nie tylko „rentgenem”, ale jej pierwiastkami również. Czyżby autorka omawianej książki odkryła coś nowego, rewelacyjnego?
Tego się właśnie po tej książce spodziewałam. Brnęłam zatem cierpliwie do końca przez znany mi doskonale życiorys. I niczego nowego nie znalazłam. Część tytułu okazała się być cytatem ze współczesnej Marii prasy. Kolejna część nie była nawet kwiatkiem do kożucha. Ni to przypiął, ni przyłatał – jak mawiała moja mama. Wiadomo… marketing…
Biografia opiera się na dwóch podstawowych innych biografiach. Pierwsza napisana przez córkę Ewę, druga przez Susan Quinn, wydana w 1997 roku. Ewa pisała o swojej mamie, Susan szperała w dokumentach. Autorka naszej „złodziejki mężów” aż tak mocno szperać nie musiała, ale inne źródła wiedzy też podała. I otrzymaliśmy taki misz masz. Bez rewelacji, bez sensacji, bez poszukiwań językowych i stylistycznych. Poprawnie napisana opowieść, jakiej nie powstydziłby się porządny licealista. To nawet nie jest babka drożdżowa według starego przepisu, która pieczona przez różne gospodynie ma zawsze inny smak.
Ja oczywiście dobrnęłam do końca tekstu ze względu na szacunek do pani Marii. Ale książka nie jest dla mnie. Nie wniosła do mojej wiedzy niczego nowego. Za stara jestem i za dużo wiem. Kto więc może być adresatem opowieści? Jeszcze niedawno powiedziałabym – gimnazjalistki, czyli po dzisiejszemu takie średnie nastolatki, ze średnią ocen powyżej 4. One jeszcze wiedzę zdobywają i ta opowieść na pewno ją poszerzy. Do chłopców nie trafi. Chyba żeby który był przyszłym Piotrem Curie.
Zatem małolaty, czytajcie.

Oceń klikając:
0

***
5 (1)

Dalej uważasz, że nie powinno oceniać się ludzi po wyglądzie? Czy wciąż nie jesteś w stanie nawet dostrzec, dlaczego wmówiono ludziom to kłamstwo. Beka z plebsu.

Oceń klikając:
3

wiek
4.7 (3)

Skoro 50 lat to średni wiek, to czemu wszystkie drzwi są zamknięte.

Oceń klikając:
Drzwi666 0

Drzwi Do Nowych Wymiarów
5 (2)

Przechodzę przez drzwi do nowych wymiarów … Wskakuję … na wyższe poziomy wchodzę i choć mi się czasem zdaje, że spadam to wyżej znów jestem gdy drzwi otworzę. I nigdy już o nic nie będę błagał … Czas przyszedł by zacząć brać to, co moje. Gdy wskoczyć czas przyjdzie znów, będę skakał, lecz dziś na właściwym jestem poziomie. Widziałem kiedyś Cię we śnie … Nie spodziewałem się, że spotkam Cię. (powtórka całości x2) —- Nadałaś memu życiu sens … To dzięki Tobie tu dostałem się.

Oceń klikając:
1

Carpe diem
4.3 (6)

Dni spadają jak kartki z kalendarza.

Celebruję istnienie.

 

Podajesz puchar bianco,

tęczę zamkniętą w kroplach wina.

Budzi się apetyt na życie.

 

Nie ma jutra dla słów,

nie ma dla czułości.

 

Toast.

Za poranki po nocach zdarzeń,

za ciszę twoich oczu,

melodię bez słów,

ukojenie niepokoju.

 

Za szczęście, które nie zna starości.

Oceń klikając:
0

Hedoności biorą sprawy w swoje ręce
5 (1)

W zaułkach pomieszkują pluskwy. Ciężarne kotły niebawem przyniosą urodzaj. Będzie nam gorzko i ciepło. A kanalia, która nie czuwa nad postępem społeczeństwa, stanie się pożywką dla prasy, która chętnie grasuje po nurtach mainstreamu, gdzie znaleźć można najciekawsze odpady. Przeżywamy recykling. Nadajemy śmieciom zupełnie nową rangę i kochamy bezużyteczne rzeczy. Zresztą, widać to w necie.

Gdy przechadza się ulicą, a ja spoglądam na miękkiego lamusa, jestem za masowym poborem do wojska, anihiliacją i depopulacją. Nocami słyszę, jak pęka skorupa ziemska. A może to nie są pęknięcia, a zwyczajnie, ziemia też puszcza bąki i dostaje sraczki, odbija się tym społeczeństwem jak tanim żarciem. Nie chcemy tego, co dobre, a wyłącznie tego, co najlepsze, dlatego zamieniliśmy standardy na uniwersalne wymagania, których nikt nie spełnia, bo nie potrafi postawić się w roli obietnicy.

Nie jestem już człowiekiem. Dogaduję się z drzewem, przysługuję ptakom, i nie uważam, że jestem nerwowy. To wyłącznie inteligencja.

Oceń klikając:
0

Zgoda na chwilę
3.3 (3)

Opowieść o spotkaniu, które nie prosi o jutro. O dłoniach, co zostają obok, choć wiedzą, że nie zatrzymają nocy. Szept o bliskości bez potrzeby posiadania, dotyk, który nie pyta o odwzajemnienie. Bez obietnic, bez pożegnania… Tylko cisza i zapach, który zostaje w pamięci ciała, gdy wszystko inne milknie.

 

Posłuchaj.

Zniknij na chwilę –

dokładnie tam, gdzie nic nie trzeba wyjaśniać.

Poczuj stratę, zanim się wydarzy.

I pozwól jej zostać…

 

Oceń klikając: