Twórczość, czyli naszym piórem

0

“Prochowiec płaszczem duszy”*
5 (4)

Spacer od zawietrznej strony pradoliny
okazał się zbawienny i błogo nasączony
aromatem rozwianych wątpliwości

w takich wędrówkach
zawsze mogła liczyć na
ciepłą gładką i mocną rączkę
parasola

poczuła się wolna i zaopiekowana nawet
w najbardziej zawiłych meandrach duszy…
rozpięła popielate palto
na szerokość wąskich ramion
rozsypała dziurki
drewnianych guzików
na wilgotnym dywanie mchu
pionierskiej rośliny
która przetrwała dinozaury…
znacząc tym powrotną drogę
intuicyjnej ścieżki przetrwania
nie zalewanej deszczem meteorytów
czy podtapianej falą kulminacyjną łez

ale zacieranej rozsypanym popiołem

 

*sentencja autorstwa mojej znajomej, mistrzyni gier słownych

Oceń klikając:
0

Do pracy zrywam się jak kwiat, do miłości drżę w trawie
4.8 (4)

Każdy ma swój Tybet
do przekonania
leżę na wznak w dolinie
i zaczynam liczyć kosmosy
jeden dwa sześć osiem…
Obracam się na lewy bok
i wracam  do kosmosów…
purpurowy różowy blado biały…

na prawym boku czuję wiatr
jedyny punkt zaczepienia
dla kołyszącego się źdźbła trawy

Oceń klikając:
2

***
5 (2)

Trzeba mieć dystans do siebie i śmiać się z innych.

Oceń klikając:
4

Pomiędzy wersy wprosiło się trochę prozy
5 (3)

stworzyłeś mnie
na podstawie przypuszczeń
domniemanej wolności ducha

z domieszką grawitacji na ustach
zdziwieniu patrzę w oczy
gdy milknie wewnętrzny hałas

a ty trzymasz mnie
na dystans
w szufladzie z wierszami
jak wstydliwy materiał do gazet
albo jeszcze bardziej wstydliwy gadżet

chciałabym kilka tych nocy
zasypiać spokojna
z niewielkim bólem
świadomości

nie umiem cię zatrzymać
w szufladzie trzymam tylko bieliznę

a wiersze rzucam ptakom
jak kawałki chleba i ziarna

gdy znikają na niebie
wierzę że słowa potrafią latać
nie muszę się troszczyć
odmawiać modlitwy

Oceń klikając:
6

Kraina w czerwonym szalu
5 (3)

Warmia – kraina w czerwonym szalu,

miękka od zboża, cicha od żalu.

Krucha jak rosa w pajęczej nici,

gdy świt nad Łyną rozciąga sieci.

 

Ziemia, co pachnie deszczem i sianem,

przeszyta ścieżką, krzyżem drewnianym.

Płynie przez nią wspomnienie i pieśń,

jakby mówiła:”Zostań, życie zmień”.

Oceń klikając:
OIP 1

Twarda jak kamień
5 (3)

Miłość z kamienia
Inna, wyjątkowa, wywierająca wrażenie… – to książka, której długo się nie zapomina, zwłaszcza jak człowiek dużo czyta. Czasami nawet niezłe książki zlewają się w jedną, są podobne i stanowią głównie wypełniacz czasu. Do nich na pewno nie należy utwór Grażyny Jagielskiej „Miłość z kamienia”.
Narracja w pierwszej osobie zawsze sugeruje, iż autor to narrator. Czytelnicy przerzucają strony internetowe, by dowiedzieć się, czy to prawda, czy tylko zabieg literacki. Oczywiście sprzyja to tzw. promocji tekstu i wywołuje zainteresowanie wśród czytających. Jeśli chodzi o mnie, akurat w przypadku tej opowieści nie ma to znaczenia. Jest ona po prostu inna, wyjątkowa i robi wrażenie.
Jeśli najbliższą osobą jest mąż, który jeździ na wszelkie toczące się na planecie wojny… jeśli przeżywa się wraz z nim zabójstwa, bitwy i ogląda jego oczyma śmierć… jeśli jego życie zdaje się być podporządkowane konfliktom zbrojnym… to samemu można zapaść na zespół stresu bojowego, takiego typowego dla żołnierzy… I co wtedy? Pozostaje klinika psychiatryczna, bo samemu nie da rady zwalczyć się psychicznych kłopotów. Jedna walka wyklucza drugą.
Narratorka jest żoną dziennikarza, korespondenta wojennego, którego zawodowe życie polega na sporządzaniu relacji z pola bitew, by świat o nich wiedział. Taka rola takiego człowieka. Ktoś musi pojechać. Ktoś musi zobaczyć. Ktoś musi powiedzieć. Napisać. Przekazać, że gdzieś tak ktoś kogoś w imię czegoś zabija.
Jeśli kogoś się kocha, to myśli się o nim, jednoczy w jego doznaniach i wspiera. Wspiera kosztem rozwoju własnej osobowości i własnego spokoju. Nie można go opuścić. Trzeba przy nim trwać, poświęcając samego siebie.
Taka jest właśnie miłość z kamienia. O sile uczucia świadczy własny strach przed czymś, w czym się nie uczestniczy cieleśnie, ale czuje się wewnętrznie, to samo, co ten, który widzi. Życie z korespondentem wojennym to balansowanie na linie i odpoczynek na kamieniu, który jest tuż pod liną. Jeśli spadnę, to właśnie w ten kamień mogę uderzyć, a to może się tragicznie skończyć.
Książka Jagielskiej nie jest opowieścią o poszukiwaniu wyjścia z traumy, czy terapii psychiatrycznej. Mówi o tragiźmie wojny widzianej oczami tej, która w niej nie uczestniczy. Stąd też wyjątkowa siła rażenie tekstu. Czułość nie objawia się trzymaniem za rękę. To proste słowa „No to jestem!” wypowiadane przez ukochanego po powrocie do tzw. normalnego świata. I liczba – pięćdziesiąt trzy wojny, z których relacje wysyła się w świat. Ta sama liczba to licznik czasu oczekiwania, okaleczanie psychiki, szoku, urazy na duszy i w sercu. W tym czasie też toczy się wojnę. Ze sobą, o siebie…
Czytelniku, jeśli szukasz lektury, niełatwej i mądrej, sięgnij po tę pozycję. Wczytaj się w każde jej słowo, przeanalizuj budowę każdego zdań, a poczujesz, że świat z czołgami, karabinami i wozami opancerzonymi, jest obok ciebie…

Oceń klikając: