Twórczość, czyli naszym piórem

3

,,,
4.7 (3)

Człowiek z racji bycia samotnym bytem unika konfrontacji w momentach słabości a i nie podejmuje walki kiedy jej wygrać nie może. Z natury ludzkiej pyszałkowatości podejmuje tylko te działanie, które przynoszą mu chwałę. Pamięta swoje porażki i nigdy do nich nie wraca. Buduje tylko tam gdzie jest to realne i zawsze unika pogardy i śmiechu.

Oceń klikając:
0

Pomiędzy alfą a sigmą
5 (1)

Obróbka bytu w atmosferze zajmuje sporą ilość czasu. Kumulusy, które suną z powolna po niebieskiej autostradzie, wydają się siedliskiem wszelkiego natręctwa myśli, dlatego w momencie, gdy akurat szlifuję charakter z użyciem drobnoziarnistego papieru, czytam rodzinne strony. Są mi miłe i bliskie, a gdyby ktoś zapytał, czym jest życie, najpewniej tylko się uśmiechnę i nic nie powiem, ponieważ starać się udzielić odpowiedzi to albo wpadać w ekstazę, uniesienie, przepych istnienia i wszelką radość lub, jak niejednokrotnie ma to miejsce, rozsypać się w rozpacz tak dotkliwie, iż najpłytsze słowo staje się bezkresem łez i doliną uciemiężenia.

Można też, jak robią to analityczne mózgi, poddać koncepcję życia rozkładowi na czynniki pierwsze, co pozwala na stworzenie definicji, jednak definicja ta pozwala wyłącznie na zabawę w boga, nigdy jednak, w sposób bezpośredni, w sposób spirytualny, nie otwiera nas na realną prawdę na temat życia, która nie jest jakimś tam rodzaje wiedzy, ale doświadczeniem samym w sobie.

Przewracam w głowie kolejną, rodzinną stronę, a przewrót ten sprawia, iż czuję, że stanąłem na nogi. Czyżbym dotychczas patrzył na świat od złej strony, a może, w całkowicie błędnej pozycji na regale, wybrałem jedną z tych książek, które nie wróżą nic dobrego. Dopiero teraz zastanawiam się nad tym, iż gdyby ktoś zechciał mnie rozebrać, stałbym się podobny do postaci Konan z Naruto. Całkowicie złożony z kartek papieru, a może nawet książek, może tylko rysów postaci, może tylko pomysłów, gdybym zdjął to wszystko z siebie, nie zostaje ze mnie nic, tylko pustka. Co z tego, że na moich mięśniach, które wiją się wokół kośćca jest skóra. To, bardziej niż realność, wyłącznie pewnego rodzaju symbolika. To tylko ciało żywe, które nie jest niczym, a tylko ogromnym programem, którego celem jest reprodukcja. Teraz jednak myślę, iż zanim w ogóle możliwe będzie, by jakakolwiek strona, która stanowi element mojego istnienia, wypłynęła na powierzchnię, bym mógł ją zapisać na odrębnej kartce, muszę zejść do samego ciała. Bo czymże jest moje ciało? Jest tym, co ciało podnieca i zadowala. To chyba najprostsza definicja ciała, jako organizmu żywego, który zdołał zorganizować swoje komórki w formę, którą ktoś dumnie nazywa człowiekiem, a dla mnie stanowi nic więcej, jak najbardziej ułomne i jednocześnie doskonałe zwierzę. Również zabójcze, co bezbronne, równie niezdatne do egzystencji w warunkach, które osiągają ekstremum, co zdolne tereny, gdzie warunki te występują, zdominować i niemal poddać własnej woli.

Pytam zatem siebie, czymże jest moje ciało i sama myśl, że to ciało posiadam i jest ono moje, podnieca mnie dziwnie. Jakbym nagle doznał dziwnego rodzaju oświecenia, które umożliwi mi dalszy rozwój, ponieważ oto dopiero teraz sięgam po przeklętą siłę, której nadano wiele imion, a niemal każde z tych imion nosi w sobie zalążek zła i poddane było przez stulecia demonizacji.

 

Wypadałoby jednak, nie wiem dlaczego, rozpocząć od stwierdzenia, iż wróciłem do pisarstwa. Nie mówię, że jest mi do czegoś potrzebne, ale na pewno jest ono nierozłączne. Pisarstwo to moje jestestwo, a im bardziej jestem tego pewien, tym mocniej wierzę, iż pisarstwo to najbardziej bezużyteczne z egotycznej perspektywy zjawisko. Nie robi się przecież nic więcej, jak finalnie zamyka całego siebie w głowie, byle tylko wyłowić z życia coś więcej, co już był lub będzie, nigdy nie jest jednak namacalne, a jednak pisarz, chociaż nigdy tego samodzielnie nie dotknie, przekazuje to czytelnikowi w taki sposób, iż on już może dotykać słowa, które dla pisarza są bardzo ulotne. Dlatego jestem najbardziej bezużyteczną formą życia, która dla współczesnego świata pełni najbardziej pożyteczną funkcję. Ale dla samego siebie, czy mogę mówić, że żyję, gdy piszę? Nie, mogę jednak śmiało powiedzieć, że nie żyję, gdy piszę, a moje życie dzieje się poza pisaniem i wtedy jest ono na tyle prawdziwe, iż potrafi przysłonić mi całe pisarstwo, bym zapomniał o nim na chwilę i dopiero teraz rozumiem, iż to wcale nie życie męczy mnie, samo w sobie, ale pisanie, ponieważ nigdy nie ucieknę od życia poprzez pisanie, wręcz przeciwnie, nawet, jeśli puszcze się pędem, to wyłącznie na zderzenie czołowe z tym własne życie. Natomiast poprzez życie toruje sobie drogę ucieczki od pisania, nawet jeśli na krótką chwilę, to właśnie poprzez tą chwilę doświadczam życia bezpośrednio, namacalnie, w realny, intymny sposób.

Wydaje się, iż jakikolwiek, egoistyczny pożytek ze sztuki pisania odziera tąże sztukę z jej walorów, a z pisarstwa czyni samo tylko pisanie, które hierarchizuje w głowie myśli, pozwala ułożyć emocjonalny chaos w bardziej strawną konstrukcję. Lecz jeśli takie pisanie miałbym zamienić w pisarstwo, potrzeba stworzyć ogromny świat, który podzielę na ludzi, miejsca, zdarzenia i tak dalej. Cała rozciągłość tego świata spycha na drugi plan aspekt analitycznego pisania, natomiast pierwszeństwo przejmuje estetyka pisarska, a kunszt umożliwia na stworzenie realnej sceny.

Dlatego rozumiem, że ogólny pożytek z pisania na zawsze będzie ogólny, a jedyna pożyteczność z mojego, własnego pisarstwa, która przypada mi w udziale, to ta hedonistyczna radość z aktu twórczego lub, daj Boże, aby kiedyś tak było, trochę, jak to mówi dziadek, dutków, które wydam na jedzenie, dom, rodzinę, paliwo i parę drobnych zachcianek. Nie ma dla mnie innego pożytku i nigdy nie będzie, ponieważ jako element środowiska, w którym żyję, a które to składa się ze społeczeństwa i podzielone jest na warstwy, nigdy nie będę beneficjentem swojego pisarstwa na taką skalę, na jaką jest nią czytelnik.

Oceń klikając:
4

W Kanie
5 (6)

część I

Samirę o oliwkowej skórze

(jest aniołkiem?),

zbudził trzask szyby,

jakby pękała noc

a niebo krzyczało.

Najbardziej chciała uchronić marzenie

o miejscu, w którym śmiech

nie cichnie.

Nie będzie tu cudu,

dziś nie pojawi się

Prorok, Mesjasz

ani Chrystus.

Drzewo rodowe Samiry

spłonęło.

Zostały tylko

osmalone gałęzie,

bez liści.

Ubrana w obce spojrzenia,

zamknęła spiżowe drzwi

duszy.

Spogląda teraz przerażonymi,

hebanowymi oczyma

na świat, a ten woła:

“Uśmiechnij się,

przecież zostałaś

wśród żywych!”

część II

Samira:

Patrzysz na mnie,

jakbyś widziała święty obrazek.

A ja uczę się oddychać cicho,

żeby nikt nie słyszał,

że żyję.

Nie chcę być aniołkiem,

nie pamiętam Kany.

Pamiętam krzyk matki

i popiół na chlebie.

Jest we mnie wstyd,

że przeżyłam,

braciszek był młodszy

o jedno uderzenie serca.

Nie umiem się uśmiechać.

Oceń klikając:
niosaca 1

Ekologicznie….
5 (3)

Ekologicznie…

Trudno mi zakwalifikować utwór Krzysztofa Czarnoty „Niosąca radość”…. Dla jakiego przedziału wiekowego? Może dla młodzieży, ale ta jak wiadomo też swoje przedziały wiekowe ma. Może dla dorosłych, którzy chcą odsapnąć od ciężkiej i trudnej literatury? Kim powinien być odbiorca? Na pewno miłośnikiem zwierząt. Samo posiadanie czterech łap tu nie wystarczy. A może właśnie ta książka nakłoni kogoś do pokochania naszych braci mniejszych?
Czy opowieść jest oryginalna? Nie, na pewno nie. Coś w stylu „O psie, który jeździł koleją” Romana Pisarskiego, fabuła prosta, chociaż ważna , z morałem. Styl pisania też nie wyszukany, zwykły, chwilami banalny. Na okładce koń, a zaczyna się wszystko od psa? Nie, to żadna zagadka kryminalna. Ale z której strony nie patrzeć, nieźle się czyta. Ot, taka lektura przed snem, żeby człowiek nie miał koszmarów.
Tekst bez wątpienia ma przesłanie. Opowiada o człowieku, który nagle dostrzegł, iż robi w życiu nie to, co powinien, nie to, co chce. Nie poszukuje nowej drogi, nie wytycza sobie na siłę nowych celów. Wszystko dzieje się jakby poza nim, a jednak zmienia go w kogoś innego. Jest potwierdzeniem, że tak naprawdę naszym życiem rządzą przypadki. A nawet błędy. Wyciąganie z nich wniosków też nie jest oczywiste. Co każe nam coś uczynić? Coś, co kształtuje nasze życie? Poczucie winy? Instynkt? Głos z wnętrza?
Książka niewątpliwie wpisuje się w nurt ekologiczny. Opowiada o człowieku i przyrodzie. O więzi, jaką można nawiązać ze zwierzętami, by te zmienić zmieniając również samego siebie. I nic na siłę. I nic na przekór. Wystarczy poddać się losowi, który czasami sprzyja. Zaufanie? Może wystarczy tylko i aż oswojenie?
„– Jeśli chcesz mieć przyjaciela, oswój mnie!
– A jak to się robi? – spytał Mały Książę.
– Trzeba być bardzo cierpliwym. Na początku siedzisz w pewnej odległości ode mnie, ot tak, na trawie. Będę spoglądać na ciebie kątem oka, a ty nic nie powiesz. Mowa jest źródłem nieporozumień. Lecz każdego dnia będziesz mógł siadać trochę bliżej…”
Ale dodał również:
„Decyzja oswojenia niesie w sobie ryzyko łez.”
A jednak warto oswajać, bo oswajanie nie ma nic wspólnego z tresurą.
Historia w „Niosącej…” to opowieść o człowieku w dzisiejszych, jak mówią niektórzy, trudnych czasach. Okazuje się, że nawet dziś można odnaleźć sens życia w sferze spokoju i życia zgodnego z rytmem przyrody. Oznacza to oczywiście rezygnację z większości tego, co przyniosła cywilizacja. Są jeszcze tacy? Ale warto. Jeśli tylko czuje się rytm natury, to warto… taka samo jak warto czasami poczytać coś po prostu… zwyczajnego.

Oceń klikając:
3

***
3.8 (4)

Nie ma nic gorszego w oraz dla literatury, niż słabi mężczyźni, którzy zaczynają pisać, by zyskać, poprzez współczucie, ból i żałość, rozgłos. Nawet sztuka, na przestrzeni jednego stulecia, stała się miejscem, które przyciąga wyłącznie ofiary losu.

Oceń klikając:
images zielone pioro 0

refleksja
0 (0)

człowiek zawsze pozostaje sam, nawet kiedy rozmawia z ludźmi

człowiek może liczyć na siebie dlatego tak dużo potrzebuje

człowiek kłamie bo prawda jest niebezpieczna jak brak dachu

człowiek choruje i umiera a przyczyna nigdy nie jest znana

człowiek kocha siebie bo musi

Oceń klikając: