***5 (1)
W cyberprzestrzeni gwałtu, kanały rodne kobiet nadają z głównej radiostacji świeże niusy, jeszcze wilgotne i ciepłe jak ciała niemowląt wrzucone na serwery zaśmiecony gównoburzami o aborcji.
Sweter naciągnięty na ciało jak prezerwatywa, chroni przed spojrzeniem gapiów uczepionych smartfona, niby ostatniej deski ratunku dla człowieka tonącego w oceanie sprzecznych informacji.
Mówią o nas w slangu polityki, bilansu zysków i strat, przychodu brutto, przyrostu naturalnego i ciągłej walki o terytorium wolne od spamu, haseł wyborczych. A martwe pokolenia ryczą bezgłośnie, z nielicznymi, wpisanymi w karty historii przeglądarek, imionami, które znalazły miejsce na Wikipedii i tam trwają, zawieszone w próżni.
W cyberprzestrzeni gwałtu, jasne i nagie ciała nastolatek, ich różowe brodawki, trochę jak czułka motyli, trochę jak słomki do piwa, podskakują wesoło. Znają na pamięć hasztagi, recytują teksty ulubionych piosenek i malują paznokcie w barwach wolności.
Już nie wiem, po co mi poezja, skoro, w ramach produktu zastępczego dostaję kubełek z chicken wings. Coraz częściej czas ucieka przez palce, tłuste od smażonego mięsa.